Wysłany: Czw Lip 17, 2008 7:30 pm    Temat postu: PERU podróż Krysi i Darka


'Wyprawa do Peru', '
Witajcie, poniżej zamieszczam artykuł o mojej wyprawie jaki ukazał się przed świętami w

\"Życiu Pabianic\"
http://www.zyciepabianic.com.pl/gfx/foto_articles/mini/1512.jpg
Zobaczyli Peru

Krystyna Wąsek i Dariusz Galczak polecieli do Peru. Byli tam 40 dni. Zrobili sobie też

dwie dłuuuugie wycieczki: do Boliwii i Meksyku.
- Przez wiele lat marzyłam o wyjeździe do Peru, ale nie miałam ani pieniędzy,

 ani towarzystwa - wspomina Krystyna. - Pojechałam na wakacje w Bieszczady.

 Tam na obozie ekologicznym spotkałam Darka z Pabianic. Usłyszałam, jak opowiada,

 że też marzy o takiej wyprawie do Peru.

Kilka miesięcy później Darek dostał list z Poznania od Krystyny. Napisała w nim, że ma

 pieniądze i proponuje wspólną wyprawę.

- Pieniądze dosłownie spadły mi z nieba, dostałam wysoką odprawę i zlikwidowałam

 ubezpieczenie - wylicza.

Trzy miesiące później Krystyna i Darek znaleźli się na lotnisku w Berlinie, potem

był Madryt i po 12 godzinach w powietrzu - Lima. W sumie oboje na bilety wydali

 około 13.000 .
Wyszło tak drogo, bo nie wiedzieliśmy, kiedy wrócimy i mieliśmy bilety w jedną stronę.

 Jeśli ktoś kupi bilety przez Internet w obie strony z zabukowaniem terminu powrotu,

 może zapłacić nawet około 3.000 na osobę w obie strony - mówi Krysia. –

 Ale my nie chcieliśmy się ograniczać terminami.
Na zwiedzanie Ameryki Południowej zostawili sobie około 2,5 tysiąca dolarów. Do plecaka

wrzucili też słowniczek polsko-hiszpański.
Jeszcze w Polsce kupiliśmy przewodnik po Peru, który okazał się najlepszą przepustką do

 naszej przygody - opowiada Darek. - Gdy wylądowaliśmy w Limie, poszliśmy do ambasady,

by zrobić kopie dokumentów i zostawić w depozycie część pieniędzy. To najlepsze

 zabezpieczenie przed złodziejami. W tej samej dzielnicy Jesus Maria swoje biuro turystyczne

 miała Polka Maria Kralewska de Canchaye, która napisała ten przewodnik.

Spotkali się i od razu zaprzyjaźnili. Jej mąż Anibal - rodowity Indianin - jest fantastycznym człowiekiem. Z Darkiem i Krysią przyjaĽnią się do dziś. Dzięki nim dowiedzieli się, jak tanio zwiedzić całe Peru nie jeżdżąc klimatyzowanym autokarem od kurortu do kurortu.

- Wsiadaliśmy w podmiejskie autobusy, a w miastach woziły nas taksówki. Za kurs płaciliśmy zaledwie dwa, góra cztery złote. Tak tanio, bo znaliśmy peruwiańską metodę –

 cenę ustala się, gdy się wsiada do taksówki. Nie wolno tego robić dojeżdżając na miejsce, bo wtedy jest

 kilka razy drożej. Spaliśmy w tanich hotelach i jedliśmy proste peruwiańskie potrawy.

 Ale właśnie o to nam chodziło - opowiada Darek.

Przed wyjazdem z Polski przeszli krótki \"kurs\" poruszania się po Ameryce Łacińskiej.

Lekcji udzielił im rodowity Peruwiańczyk Mirko Fernandez z Łodzi. Przede wszystkim

 kazał unikać kurortów i innych turystów.
- Ostrzegał, że w takich miejscach są naciągacze i oszuści. Rdzenna ludność Peru

 jest bardzo życzliwa, uczynna i uczciwa. Tak jak mówił - wspominają.
Przygodę z Peru zaczęli od Limy. Od razu wybrali się na płaskowyż Marcahuasi

 (4.000 m n.p.m.) Potem byli w Nazca, Arequipa, kanionie Colca, Puno. Zwiedzili

oczywiście także świętą dolinę Inków Cuzco i Machu Picchu. Wszędzie do garnków

zaglądał Darek.
Tradycyjny posiłek w Peru składa się z łychy ryżu, kilku ziemniaków i porcji tallarines.

 Tallarin to makaron z sosem. Do tego kawał mięsa ostro przyprawionego. Przysmakiem

  świnki morskie, które nieświadome niczego biegają po domach, a gdy przychodz

i ich czas, lądują w piekarniku. Ich mięso jest bardzo delikatne - wyjaśnia.
W Peru jest 2.000 gatunków ziemniaków. Do każdego posiłku są podawane pikantne sosy

 z bardzo ostrej papryki rocotto i soku z limonki.

- Trzeba uważać, bo rocotto jest ostrzejsze od chili - ostrzega Darek. Przywiozłem sobie

nasionka i hoduję ostre rocotto.
Krystyna przyglądała się kobietom.
- Nie widziałam nigdzie wózka dla dzieci. Tam kobiety noszą potomstwo w chustach,

 przytulając je do siebie. Karmią na żądanie w sklepie, kościele, na ulicy - opowiada. –

 Są dobrymi matkami, bo nie było słychać płaczu, a dzieci jest tam bardzo dużo.

Rachunki prowadził Darek.

- Na noclegi w tanich hotelach, jedzenie, pamiątki i przejazdy trzeba liczyć dziennie po

10 dolarów na osobę - uważa. - Ale można też żyć oszczędniej.

Podróżnicy planowali opuścić Peru autokarem. Kupili bilety do La Paz, stolicy Boliwii.

 Mieli godzinę do odjazdu, więc poszli na spacer nad jezioro Titicaca.

- Gdy wróciliśmy na dworzec, okazało się, że w Boliwii jest inny czas i zegary są

przesunięte o godzinę do tyłu. Naszego autokaru z bagażami już nie było nawet widać

 - opowiada Darek. - Wzięliśmy taksówkę, ale kierowca nie chciał jechać. Tam jest taki

zwyczaj, że rusza dopiero wtedy, gdy ma komplet. Trochę zdenerwowani czekaliśy kilka

minut. We dwójkę upchał nas z przodu, a z tyłu wsiadło trzech pasażerów z bagażami.

 Dopiero wtedy ruszył.
Po 20 minutach zobaczyli autokar z ich bagażami na dachu, a po następnych 20 go

 wyprzedzili.
- Udało się tylko dlatego, że tam są wąskie drogi i ogromne przepaście - dodaje Krysia.

 - Autokar na tych serpentynach jechał bardzo wolno, a nasz taksówkarz nie.

Do autokaru wsiedli tuż przed przeprawą przez Titicaca.

- Ujechaliśmy dosłownie kilkadziesiąt kilometrów, gdy natrafiliśmy na... barykadę. Właśnie wybuchła mała rewolucja i ludzie usypali barykady blokujące drogi. Nie chcieli przepuścić

autokaru, choć zostało nam do przejechania ostatnie 30 km - opowiada Darek. To miało

 trwać kilka dni. Zamiast czekać w autokarze i marnować czas, postanowiliśmy iść pieszo.

 Za dolara wzięliśmy wózek na bagaże i ruszyliśmy.

Razem z nimi szedł chłopiec, który wynajął im wózek. Gdy doszli do La Paz, chłopiec

 zabrał swoją własność i ruszył w drogę powrotną do domu. Oczywiście pieszo.

- To niesamowity kraj. Tam jest wszystko takie proste, naturalne - zachwyca się Krysia.

 - Podczas tego marszu mogliśmy podziwiać majestatyczne, o¶nieżone wierzchołki

Illimani. Mijani po drodze i na barykadach ludzie byli serdeczni i uśmiechali się przyjaźnie.

 Na jednej z barykad musieliśmy zapłacić myto.

W Boliwii odwiedzili Tiwanaco. Byli w Copacabanie, La Paz, i na Isla del Sol - Wyspie Słońca (najpiękniejszym zakątku na jeziorze Titicaca). W Meksyku zobaczyli Guadelupe,

 Mexico City i Teotihuakan.

- Mam zamiar wrócić do Peru. Już szykowałem drugi wyjazd z kolegą, ale na razie

 to odłożyłem. Teraz tyle wiem o Peru, że sam mogę organizować takie wyprawy –

 mówi Darek. - Ale już planujemy kolejną wycieczkę. Tym razem do Tybetu lub Japonii.

 Też taką bez kurortów i klimatyzowanych autokarów. Czekamy tylko, kiedy znów spadną

 nam pieniądze z nieba.\"